Pięc dogrywek w meczu koszykówki kobiet
ZDARZYŁO SIĘ. Słowa, których nie ma w słowniku ludzi kulturalnych
Radosław Nawrot
25.10.2012
Kiedy w drugiej połowie meczu koszykarek Olimpii Poznań i Lecha Poznań sędzia odgwizdał Ilonie Mądrej trzecie przewinienie na boisku, zdenerwowała się. Podbiegła do niego i przyłożyła mu niemal piłkę do nosa. - Piłkę! Atakowałam piłkę! - wołała, ale sędzia wlepił jej tylko dodatkowe, czwarte przewinienie - tym razem techniczne. Wtedy Ilona Mądra naprawdę się wściekła. Mija właśnie 20 lat od najbardziej niezwykłego meczu w dziejach poznańskiej, a może i polskiej koszykówki.
Lech Poznań to dziś piłka nożna. Jednakże wielu kibiców zdaje sobie sprawę z tego, że kiedyś istniał także bardzo popularny zespół koszykarski, a mecze koszykarzy np. ze Śląskiem Wrocław elektryzowały publiczność w Arenie. Mniej osób jednak zdaje sobie sprawę, że poza koszykarzami ówczesny Lech Poznań miał także... koszykarki. Dziś, gdy obecne władze Lecha nie chcą mieć z koszykówką nic wspólnego, brzmi to aż zabawnie i niewiarygodnie. Drużyna koszykarek Lecha Poznań przez lata grała jednak w ekstraklasie, w 1957 roku była nawet mistrzem Polski. W 1984 roku, gdy Kolejorz trenera Wojciecha Łazarka sięgał po mistrzostwo, lechitki wywalczyły brązowy medal, a w 1990 roku, gdy piłkarze sięgali po kolejne złoto, koszykarki Lecha były wicemistrzyniami Polski. W roku 1992 koszykarki Kolejorza wciąż należały do czołowych w kraju. Nadciągała jednak nowa siła z Poznania - Olimpia.
- Różnica między nami a Lechem była taka, że Kolejorz był od lat uznaną marką. Miał świetne szkolenie młodzieży, także uzdolnionych do koszykówki dziewcząt. Miał stabilny skład, co roku uzupełniany o kolejne zawodniczki. Rozwijał się systematycznie. My natomiast pojawiliśmy się nagle - mówi Małgorzata Kubiak, niegdyś znakomita koszykarka poznańskiej Olimpii, a dziś dziennikarka sportowa TVP Poznań. - Olimpia budowana była od zera i dość szybko zaistniała - dodaje.
Już w 1989 roku Olimpia Poznań grała w europejskich pucharach - wyeliminowała wówczas nieoczekiwanie francuski US Orchies (późniejsze Valenciennes), ale uległa Dynamu Wołgograd z ZSRR. Odgrywała też coraz ważniejszą rolę w polskiej lidze.
- Za czasów trenera Piotra Langosza powstał solidny zespół, ale nie mogłyśmy przebić się przez półfinał. Albo Spójnia Gdańsk, albo właśnie Lech Poznań... zawsze ktoś stawał nam na drodze. Trzecie miejsca stały się naszym przekleństwem - wspomina Małgorzata Kubiak.
Przyszedł jednak właśnie rok 1992 i nastąpił przełom. Olimpia pod wodzą trenera Tomasza Herkta zbudowała zapewne najlepszy zespół w dziejach i ruszyła po pierwszy tytuł mistrzowski. Pojedynek z Lechem Poznań był częscią tej drogi. 25 października 1992 roku w Arenie doszło do starcia, które przeszło do historii całej polskiej koszykówki. Zakończyło się bowiem niecodziennym wynikiem 119:115 z aż pięcioma dogrywkami!
Nieżyjący już redaktor Ryszard Chomicz w "Gazecie Poznańskiej" donosił następnego dnia: "O tym spotkaniu można by napisać całe opowiadanie. Pięć dramatycznych dogrywek dostarczyło nieprawdopodobnych emocji. Pięciokrotnie wznowienia wygrywały lechitki. One też częściej były bliższe zwycięstwa. Najbliżej w czwartej dogrywce. Na cztery sekundy przed końcem prowadziły trzema punktami."
- To już 20 lat minęło od tego meczu?! Niemożliwe, nie mogę w to uwierzyć - dziwi się Małgorzata Kubiak. Wszystkich szczegółów tego starcia już nie pamięta, ale dodaje: - Lechitki były w pewnym momencie meczu lepsze i miały nas na widelcu. Nie wiem jakim cudem w ogóle doszło do dogrywek i naszej wygranej. Ktoś rzucił za trzy punkty i ... doszło.
Tym "kimś" była Elena Szwajbowicz - pochodząca z Białorusi mistrzyni olimpijska z Barcelony sprzed zaledwie kilku miesięcy, gdzie ekipa dawnego ZSRR, zwana wtedy Wspólnotą Niepodległych Państw, sięgnęła po złoto. Już sam fakt, że poznański klub koszykarski miał w zespole mistrzynię olimpijską wskazuje na to, jak mocne były to ekipy. Cały skład Olimpii, ale także w sporej mierze Lecha to koszykarki wielkiej klasy. Wśród nich pierwsze, niezdarne jeszcze kroki na parkiecie stawiał niezwykły fenomen - mierząca (w zależnosci od źródeł) od 213 do 218 cm wzrostu nastolatka Małgorzata Dydek. Już wtedy 18-letnia koszykarka, górująca nad resztą niczym żuraw, zdobyła 10 punktów.
O jeden więcej rzuciła Ilona Mądra - jedna z najważniejszych koszykarek Olimpii. Dorobku nie poprawiła, gdyż... została wyrzucona z parkietu.
- To było dość wcześniej, gdzieś pośrodku drugiej połowy, bo trzeba wiedzieć, że wtedy grało się w Polsce nie cztery kwarty, ale dwie połowy po 20 minut - wspomina Ilona Mądra. - Dostałam w tym meczu pięć przewinień plus jedno, dość nietypowa sytuacja.
Kiedy sędzia odgwizdał koszykarce Olimpii Poznań Ilonie Mądrej trzecie przewinienie na boisku, zdenerwowała się. Podbiegła do niego i przyłożyła mu niemal piłkę do nosa. - Piłkę! Atakowałam piłkę! - mówiła, ale sędzia wlepił jej tylko dodatkowe, czwarte przewinienie - tym razem techniczne. Wtedy Ilona Mądra naprawdę się wściekła.
- Naubliżałam sędziemu tak strasznie, że nic dziwnego iż wyrzucił mnie z boiska. Przepraszam, ale nie przytoczę tych słów, gdyż do dziś strasznie się ich wstydzę. Nie tylko osłabiłam zespół w trudnym momencie, ale na dodatek użyłam sformułowań, które nie mieszczą się w jakichkolwiek kategoriach używanych przez kulturalnych ludzi - wspomina. - Nie powinno się tak odzywać do drugiego człowieka w jakiejkolwiek sytuacji. Nie wiem, co mi odbiło i dlaczego to zrobiłam.
Jak zaznacza, przy najbliższej okazji przeprosiła sędziego ze Szczecina. Miała też rozmowę z trenerem Tomaszem Herktem. - Trener Herkt miał jedną, bardzo madrą zasadę. Wszelkie sprawy związane z meczem omawiał dopiero następnego dnia, gdy opadły już emocje - mówi.
Ukarana Ilona Mądra nie dokończyła meczu. Po nim dostała regulaminową karę dyskwalifikacji. - Może to był jeden, może dwa mecze. Na pewno nie było mnie w następnym spotkaniu ze Stalą Brzeg. Kurcze, że ja to jeszcze pamiętam...- dodaje Ilona Mądra, znana w Poznaniu jako "Dzidka".
resztę meczu, w tym wszystkie dogrywki oglądała najpierw zza kotary hali Arena, a potem już z trybun. Jej koleżanki bez niej toczyły heroiczny bój ze świetnie grającym Lechem Poznań i z jego liderką, Wiesławą Mrozińską-Lipińską. Zdobyła ona sama aż 39 punktów! Wzięła na siebie ciężar gry po tym, jak gwiazda Kolejorza Lucyna Mruk szybko złapała cztery przewinienia (po piątym kończy się grę) i musiała często być oszczędzana na ławce.
- Lech grał bardzo dobrze - wspomina Małgorzata Kubiak. - Sprawił nam ogromne problemy. Byłam pewna, że przegramy. A potem, gdy już dochodziło do kolejnych dogrywek, byłam z kolei pewna, że ten mecz nigdy się nie skończy. A przynajmniej do rana.
Pięć dogrywek to sytuacja unikalna nie tylko w polskich, ale i europejskich sporcie. Dość powiedzieć, że rekord NBA wynosi sześć dogrywek - tyle grano w 1951 roku w meczu Indianapolis Olympians z Rochester Royals.
- Dlatego mimo tego, co się wtedy wydarzyło z moim udziałem, podchodzę do tego meczu jako do sprzężenia historii. Otwarcia nowego rozdziału - mówi Ilona Mądra.
Faktem jest bowiem, że pół roku później Olimpia Poznań po raz pierwszy została mistrzem Polski, a wiosną 1993 roku toczyła najbardziej pamiętne boje w pucharach - gdy w półfinale ograła US Valenciennes-Orchies, a w finale zmierzyła się z włoską Primizie Parma. Arena pękała wtedy w szwach. Zapełniała się także na mecze ligowe. A przecież w sezonie 1992/1993 w ekstraklasie koszykarek grały aż trzy zespoły z Poznania! Poza Lechem (grającym ze sponsorem Alkon w nazwie) i Olimpią był to jeszcze AZS - stary mistrz Polski z 1978 roku. Kibiców wystarczało na mecze każdej z tych ekip.
- Weekend dla kibica sportowego był pewnym rytuałem. Jeździło się na Olimpię, potem na Lecha, potem na koszykarzy, albo jeszcze na co innego... cały weekend spędzało się na imprezach sportowych - mówi Małgorzata Kubiak.
Dziś ani męskiego, ani żeńskiego kosza na tym poziomie nie ma. - Boli mnie serce, boli, bo można mieć wzloty i upadki, ale żeby w ogóle przestać istnieć?! To zagłada na niespotykaną skalę - martwi się dzisiejsza dziennikarka Telewizji Polskiej. - Zmieniły się jednak czasy, głównie finansowo. W tamtej epoce w koszykówkę grali ci, którzy ją kochali. Pieniądze nie odgrywały tu istotnej roli. Ja swój pierwszy kontrakt z jakimiś tam kwotami podpisałam dopiero pod koniec gry w Olimpii. Kiedy pieniądze zaczęły odgrywać ważną rolę w koszykówce, skończyło się granie romantyczne, a zaczął się biznes.
Olimpia Poznań - Lech Poznań 119:115 (36:32, 72:72, 81:81, 92:92, 100:100, 111:111)
OLIMPIA: Szwajbowicz 30, Małaja 17, Kubik 16, Mądra 11, Krupska-Tyszkiewicz 11, Dydek 10, Portianko 9, Kubiak 8, Jabłońska 7, Owczarek 0.
LECH: Mrozińska-Lipińska 39, Barańska 19, Ilwowskaja 17, Klatt 13, Wróblewska 11, Bukariewa 9, Glapiak 3, Mruk 2, Kłyszyńska 2, Ślotała 0.
źródło:
http://poznan.gazeta.pl
Odsłony: 908