24-04-1927 Warszawianka-Warta Poznań
Warszawianka-Warta Poznań 1:5
Pierwsze zwycięstwo poznańczyków
24.04.1927
Warszawianka od wielu miesięcy nie przechodziła takiego okresu słabości jak obecnie. Jej dwa ostatnie mecze-z Polonią i Wartą wykazały niezbicie czem jest dla drużyny dobry napad, a raczej czem jest brak tego napadu. To też, jeżeli biało-czarni nie dopełnią w najbliższej przyszłości swych szeregów choćby na dwu tylko stanowiskach: środka i prawoskrzydłowego ataku, mało jest szans, aby który z meczów ligowych skończył się dla nich wygraną.
Na meczu niedzielnym Warta wystąpiła w zestawieniu:
Fontowicz; Śmiglak - Flieger; Wojciechowski - Spoida - Przykucki; Ratajczak - Staliński - Kosicki - Przybysz - Rochowicz.
Warszawianka: Domański; Kempa - Redlich; Hasselbusch - Zwierz II - Braun II; Fijałkowski - Jung - Sacz - Hahn - Luxenburg II.
Gra niemal od pierwszych kopnięć piłki wykazała przewagę Warty, która robi naogół wrażenie drużyny starszych panów.
Strzelcem obu bramek tej części gry był najlepszy gracz na boisku Staliński, bardzo niebezpieczny w sytuacjach podbramkowych/
Punkt trzeci zyskany został przez Wartę tuż po zaczęciu gry po przerwie z pięknego przeboju Przybysza, daremnie atakowanego przez trzech przeciwników. Po zapewnieniu sobie zwycięstwa i pierwszych dwu punktów w mistrzostwie Lig poznańczycy rozegrali się na dobre: ich akcje od czasu do czasu dawały złudzenie cudownych ataków tej drużyny z czasów Einbachera i Prymki, kiedy piłka wędrowała między zielonymi po kilkadziesiąt razy bez dotknięcia przez przeciwnika.
Warszawianka w tej części gry zrezygnowała absolutnie z walki. Klęska cyfrowa (niezadługo przybyła 4-ta bramka ze strzału Przybysza, dobita przez Kosickiego, absolutna wyższość techniczna i taktyczna - wszystko to spowodowało ostatecznie załamanie się biało-czarnych.
Dopiero po zdobyciu piątej bramki przez Stalińskiego, duch odwetu natchnął warszawiaków, do upartej, ale bezładnej i z góry skazanej na niepowodzenie ofensywy. Jeżeli została ona uwieńczona bramką, strzeloną przez Hahna, to wyłączną zasługę ponosi bramkarz Warty Rochowicz, który wolno toczącą się piłkę puścił do siatki...między nogami.
Przechodząc do oceny drużyn skonstantować należy, że Warta naogół dość wyrównana najlepszego gracza miała w Stalińskim, a najsłabszego w Rochowiczu, który między innemi, mógłby już nauczyć się pozbawiać piłki momentalnie po jej schwytaniu. Z graczy młodych najlepiej wypadł prawoskrzydłowy Ratajczak.
Warszawianka w sumie bardzo słaba, Domański ciągle nie w formie, Redlich przestał istnieć kiedy Warta przeszła na prostopadłe wystawienia i szybkie przeboje. Sącz na środku napadu nie istniał zupełnie, a Fijałkowski bał się piłki i warciarzy jak ognia. Coś pozytywnego powiedzieć można jedynie o grze Zwierza, Hasselbuscha, Luxenburga i Junga.
Sędzia p. Hanke z Łodzi bodaj że jeszcze słabszy, niż na meczu Wisły z Legią.
źródło:
Przegląd Sportowy nr 17 z 24.04.1927